Często jest ze mną tak, że początkowo projekt wydaje mi się genialny, a po pewnym czasie ląduje on nieskończony w kącie i powiększa ilość trupów w szafie lub UFO (unifinished object).
Kiedyś na blogu chwaliłam się czapką ze swetra. W weekend postanowiłam się rozprawić z dwoma kolejnymi przypadkami tego typu.
Na pierwszy ogień idzie szyjogrzej warkoczowy, który zmuszona byłam odłożyć na dość długo i już nie mogłam się zmobilizować, żeby do niego wrócić. Ponowne rozgryzanie skomplikowanego wzoru (pierwsze warkocze jakie zrobiłam) okazało się tak demotywujące, że robótce groziło prucie. Nieskończony kawałek był dla mnie jak wyrzut sumienia, bo bardzo mi się podobała, ale w istniejącej formie nie miałaby żadnego zastosowania. A że leżała na wierzchu kartonu z kłębkami, więc często na nią patrzyłam... Wyglądała tak (przepraszam za jakość fotek, ale czarną włóczkę fotografuje się koszmarnie):
I tak było dość długo. Ale w pewnym momencie mnie olśniło! Bez żadnej inspiracji z sieci, tak po prostu, samo z siebie - zrobię z tego kawałka poszewkę na poduszkę! Mam akurat dwa takie małe, ozdobne jaśki w domu. Wystarczyło dorobić tył gładkim prawym ściegiem, zszyć boki i doszyć guzik. Teraz prezentuje się tak:
Drugi zahibernowany projekt to jedna z pierwszych dużych rzeczy jakie zaczęła - miał to być gruby i ciepły pled szydełkowy z elementów. Z około 150 których potrzebowałam do jego wykonania, powstało jedynie 16. I był to mój wyrzut sumienia przez ostatnie kilka lat. Gdyby nie to, że były małe i włóczka była pokawałkowana pewnie już dawno poszłyby na prucie. A tak - zostały. Uskrzydlona sukcesem z szyjogrzejem-poduszką postanowiłam przyjrzeć się także im - wyjęłam z pudełka, rozłożyłam na podłodze, poprzekładałam, popatrzyłam i wymyśliłam. Najpierw pomyślałam, że fajnie byłoby z tego zrobić mały dywanik łazienkowy, ale okazałoby się, że kolory by nie pasowały, więc pomysł odpadł. Ale później okazało się, że super byłoby dołożyć do poduszki pled i w ten sposób zrobić fajny zestaw, który byłby użyteczny i jednocześnie stanowiłby ozdobę nieużywanej kanapy dla gości. Zarówno poduszka jak i kwadraty wykonane są z włóczki Puchatka, więc będą do siebie pasować. Co więcej kanapa jest granatowa, więc czarne i lazurowe elementy fajnie będą się na niej komponować. No i na koniec mogę pozwolić sobie na zakup dowolnej ilości Puchatki, bo to tania włóczka, a kolor czarny jest uniwersalny i jego odcień niewiele różni się pomiędzy poszczególnymi partiami.
Mój pomysł jest taki, że poszczególne kawałki zostaną zszyte razem, a następnie ten kawałek stanowił będzie centralny panel dzianinowego pledu robionego gładkim prawym ściegiem na drutach.
Kawałki wyglądały na początku następująco:
W trakcie zszywania ich w jeden panel prezentują się tak:
A wy co robicie z nieudanymi lub porzuconymi projektami? Prujecie? Przerabiacie? Upychacie w kącie na później? Czekam też na fajne przykłady Waszych przeróbek -mam w szafie jeszcze kilka rzeczy, które błagają o litość...
Z przyjemnością zaglądam na Twój bloog. Skorzystałam z wielu propozycji zagospodarowania resztek , które wyszukałaś w necie.
OdpowiedzUsuńA co do trupów w szafie....sa jasne, ale staram się z nimi walczyć. Wychodze z założenia ,że albo ja albo on. Nie zawsze wygrywam. Twój pomysł na poduszkę bardzo fajny. Anka480
Poduszka to mistrzostwo świata, piekne warkocze, a warkocze kocham bardzo, bardzo :)
OdpowiedzUsuńmoje niedoróbki śpią ;) jeszcze przyjdzie na nie pora ;)
OdpowiedzUsuńświetna poducha z tego szyjogrzeja :)
fajne pomysły
OdpowiedzUsuń