Jak zawsze było super!
Oczywiście moja lista zakupowo-włóczkowa oraz lista wymarzonych projektów wydłużyły się dramatycznie w ciągu tych kilku godzin, ale to nic nowego w sumie. Zawsze tak mam jak się namacam i naoglądam różnych cudów kłębkowych... Ale za to przy pogaduszkach życiowo-drutowych przybyło sporo mojej Haruni dla babuni.
Odebrałam obiecane pomponiki od Scriptorii, więc mam co robić w przerwach pomiędzy wycinaniem linorytów.
Przy okazji pochwalę się też, że prawie skończyłam pierwszy linoryt dyplomowy. Drugiego jest około 20%, a trzeciego nie ma jeszcze wcale. Na 19. listopada 2011 muszą być gotowe i odbite, bo wtedy mam dopuszczenie. Ale czasu mam jeszcze sporo, więc powinno się udać.
Dziś ekspresowo, bo po blogowym poranku i spotkaniu drutowym czeka mnie jeszcze codzienna porcja wycinania i nie ma zmiłuj. Przyjemności już były, więc czas wrócić do obowiązków.
I na koniec jeszcze informacja o fajnym candy - do zgarnięcia u Biety mój wymarzony Summit
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Proszę, zostaw po sobie ślad, bym wiedziała, że ktokolwiek przeczytał to do końca :)