Dziś jednodniowa przerwa w cyklu, ale po prostu muszę się Wam pochwalić moim nowym nabytkiem, a wlaściwie prezentem od Mojego Mężczyzny na Mikołajki... Nie będę Was trzymać dłużej w niepewnosci oto on:
A teraz czas na trochę więcej szczegółów...
Od rozmowy z aplaką w tle nie mogę przestać myśleć o przędzeniu.
W ogóle samodzielny wyrób włóczki spędza mi sen z powiek od dość dawna, Marzy mi się kontrola nad całym procesem od stadium owcy, poprzez przygotowanie wełny, przędzenie, farbowanie, aż po gotową dzianinę na końcu. Póki co ograniczę się jedynie do trzech ostatnich elementów, ale to dla mnie i tak wielka radość i wyzwanie.
Ostatnio trochę czasu spędziłam na blogu Polskich prządek no i potem na Youtube, a ostatecznie wylądowałam na Etsy...
Najpierw przeglądałam oferty wrzecion z Europy, pomyślałam, że oszczędzę na przesyłce, ale okazało się, że wcale nie. Na naszym kontynencie cena zestawu (jedno wrzeciono + trochę czesanki) to około 15-18 dolarów + 4 dolary przesyłka, a w USA mam 3 wrzeciona różnej wielkości, 100 gram czesanki i wysyłkę za 24 dolary. Gdyby ktoś był zainteresowany to korzystałam z tego sklepu, konkretnie z tej oferty. Wszystkie zdjęcia mojej zdobyczy są pożyczone ze sklepu, gdzie dokonałam zakupu. Jeszcze 2 fotki mam dla Was:
W sumie cała zabawa kosztowała mnie 56 złotych i 7 dolarów z konta Paypal, w przeliczeniu około 80 złotych. Ten spontaniczny zakup nieco odsuwa w planach inne rzeczy, które są na mojej liście, ale trudno. Amazon i knitting loom muszą jeszcze trochę poczekać...
No i przy okazji muszę Wam pokazać jeszcze jedną rzecz, coś co na pewno kiedyś będzie moje... Najwspanialsze wrzeciona jakie widziałam w życiu (zdjęcia pochodzą z oferty tego sklepu):
Obiecuję, że jutrzejszy odcinek cyklu pomysłów na wykorzystanie resztek włóczki ukaże się już bez przeszkód, zgodnie z planem. Ale dzisiaj po prostu musiałam się pochwalić zdobyczą.
Kupiłam, zapłaciłam, ale jeszcze nie mogę uwierzyć, że za kilka dni będę ten zestaw trzymać w rękach... Niech mnie ktoś uszczypnie!
Gratuluję prezentu :) A te wrzeciona na kolejnych zdjęciach prześliczne, dobrze, że nie mam ciągotek do produkcji włóczki, bo bym zbankrutowała ;P
OdpowiedzUsuńNo ja właśnie mam, lubię zależeć tylko od siebie, bo jestem koszmarną perfekcjonistką... Ale te szklane wrzeciona zostawiam sobie na później, na jakąś specjalna okazję :-)
OdpowiedzUsuńGratulacje :) U mnie w szafce od dnia urodzin leży sobie mahoniowy Kromski i czeka na kurs w pracowni na Kaszubach :) No, to teraz wypije kawkę za wspólne przędzenie on-line :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam sie nawet nad Kromskim, ale waga 200gr szczerze mnie zniechęciła, bo marzy mi się cienka włóczka, przędzenie "grubasów" mnie nie interesuje. Więc mimo atrakcyjnej ceny zrezygnowałam...
OdpowiedzUsuńCo do nauki to już kiedyś mówiłam, że napalam się na kurs U Fanaberii, ale póki co muszę w tym celu podreperować finanse domowe :) A do tego czasu mogę szaleć na wrzecionie, wypróbuję, potestuję, tym bardziej, że i tak nie mam gdzie postawić kołowrotka w mieszkaniu...
Przekonam się przy okazji czy to w ogóle jest zajęcie dla mnie...
Super prezent dostałaś. Będę Ci kibicować. Też nie mam miejsca, ani wolnych środków na kołowrotek, marzy mi się składana Sonata Kromskich. Może kiedyś we Wrocławiu ktoś zrobi kurs przędzenia to się załapiemy.
OdpowiedzUsuńGratuluję wrzecionek :) Jak się na nich przędzie ?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem, niestety :) Dopero w poniedziałek zostaną do mnie wysłane z USA ze względu na ichnie święto dziękczynienia (dzień wolny od pracy).
OdpowiedzUsuńJak tylko coś popróbuję to na pewno pochwalę sie na blogu, więc zapraszam do zaglądania tutaj co jakiś czas :)
Świetny prezent! Świetny. Jestem przekonana,że Ci się uda. Trzymam kciuki :)))
OdpowiedzUsuńFanaberia znad walizy ;)